dzienności bytowania, które cię, jako dziecko, wychowuje. Zresztą Kamil począł żyć poomacku i tylko dniem, a zasięg jego umysłowości skurczył się w ramach spraw błahych, prawdziwie dziecinnych.
Kradł podczas popołudniowych posiedzeń na własną rękę i bez wiedzy Antka. W momentach, kiedy pani Gorlicka odurzona muzyką kiwała się w mroku nad klawiszami, wyciągał zwinnymi palcami banknoty z torby, z kształtu wyczuwając ich wartość. Głównie starał się zdobyć za każdym razem dwudziesto‑koronówkę, bo większe sumy trudne były, ze względu na jego wiek, do zmiany. W pamiętnym dniu pierwszej kradzieży, wyciągnął nieopatrznie stu‑koronówkę i przez kilka dni nie mógł się zdecydować na zmianę tak dużej sumy. Zmienił to wreszcie u kupca w innej dzielnicy miasta, twierdząc. że mamusia go z tym wysłała. Poza tym obawiał się, że pani Gorlicka łatwiej może spostrzec brak większego banknotu. Antek na skutek namów Kamila podkradał drobne sumy, parę koron najwyżej. Nieopatrznie stał się kozłem ofiarnym, dostał się w szpony Kamila, który zrobił z niego coś w rodzaju swego sługi, grożąc, że każdej chwili powie o wszystkim pani Gorlickiej. Przy tym Kamil asekurował się Antkiem na wypadek przyłapania go przez matkę na kradzieży. Jasne, że brak tych większych sum także byłby Antkowi przypisany. Początkowo Antek starał się wyrwać spod despotyzmu Kamila, ale gnębiony lękiem ewentualnego powrotu do poprawczego domu, zrezygnował w końcu i stał się bezwolnym narzędziem wszelkich kaprysów Kamila. Spełniał wszystkie jego zachcianki. Nocami wymykał się z sypialni,
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.