Wyszli na straszliwie realną i smutną ulicę. Wlekli się do domu; pani Gorlicka była poruszona dramatem, rada, że jej w życiu nic podobnego się nie zdarzyło, że wraca w domowe, własne zacisze, że napije się kawy gorącej i zje chleba z marmeladą, że położy się po dniu wypoczynku, zaśnie z ufnością, oczekując rychłych zmian na lepsze i wstanie rano z ochotą, aby znów rozpocząć skrzętny i pracowity tydzień. Obok szedł Antek ze zwieszoną głową, z duszą toczoną lękiem, rozpatrujący posępny rejestr swych przewin. Kamil przemyśliwał jakby się wymknąć z domu po kolacji, co było trudne, ze względu na niedzielę, która jakoby była wolna od korepetycji. W kuchni czekały na panią obute i odświętnie ubrane dziewczyny. Alina zaczęła rozpalać primus, Elę pani Gorlicka zaraz zwolniła, pokrajała chleb, powiedziała do Aliny, aby ją powiadomiła, kiedy kawa będzie gorąca, po czym udała się do sypialnego. Antek utknął przy drzwiach od ganku, wpatrzony w czerń za szybami. Kamil jeździł kuchennym nożem po stole, osowiały, z brodą na krawędzi. Raptem zaszemrało w drzwiach od przedpokoju; uniósł głowę i zobaczył tam znieruchomiałą, bladą i naładowaną czymś niedobrym, panią Gorlicką. Skupił się momentalnie i uczuł w sercu chłodny spokój. W ręku pani Gorlickiej zwisała wychudła od pustki, otwarta, niby czarny płat grozy, torba. I nagle odezwał się drżący, powstrzymywany od wybuchu, głos pani Gorlickiej:
— Alina! Biegnij w stronę plant... Ela nie mogła ujść daleko... poznasz ją po czerwonym berecie... Przyprowadź ją tutaj w tej chwili. Zostaw primus i biegnij...
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.