Wolę czystą poezję... kiedy czytam Słowackiego, czuję się tak lekko, wzniośle i jakoś śpiewnie... że wiesz?... Wstyd mi nawet chodzić do klozetu i upokarza mnie to, że muszę...
— Bo ty Kamil nie jesteś zdrowy na głowie... mówię ci! Tybyś tylko dwadzieścia razy dziennie kąpał się, wąchał kwiatki, czesał włoski... Chodzisz, jakbyś był z porcelany... Ty musisz być pierwszym uczniem w klasie, nie dlatego, żeś zdolny i morowy, a tylko po to, żeby imponować... Ale ty mnie nie przegonisz! Ja jestem też pierwszym uczniem, idę łeb w łeb... Ale ja lubię sporty, lubię się wdrapać na jakie drzewo, przeskoczyć potok... Jestem ciągle ożywiony i chociaż nudzi mnie nauka, to uczę się połowę tego czasu co ty, bo jestem zdolny z natury...
— Bolek! Jak skończysz rozmowę z Kurantem, to zgłoś się do mnie w związku z zakłócaniem obowiązującej ciszy lekcji popołudniowej... I nie kładź w spodnie żadnych książek, bo ci je wyjmę i dopiero dostaniesz na goło!...
To brzmiał głos profesora Kotliny z sąsiedniego pokoju. Koniczyn słuchał tych słów z wzgardliwym wydęciem warg, bardziej znudzony niż przestraszony. Kamil z ukłonem wskazywał mu pokój profesora. Koniczyn wstał i idąc w stronę drzwi, szepnął Kamilowi w ucho:
— No cóż... jestem sterroryzowany i ulegam sile... Zaraz wracam.
Koniczyn wyszedł, a Kamil znów upozował się w lustrze, po czym gestykulując, doskakiwał co chwila do stołu, zaglądał do książki, znów podbiegał do lustra,
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/317
Ta strona została uwierzytelniona.