Andrzej istotnie się poprawił, przynajmniej w pojęciu Kamila. Pod koniec sierpnia zakomunikował mu, że jadą do Zakopanego, po czym w dwa dni później wsiedli do pociągu. Po drodze zawadzili o Żyrardów, gdzie Kamil zwątpił już o podróży do tej legendarnej miejscowości. Andrzej zetknął się w Żyrardowie z paczką znajomych, przez cały tydzień odbywały się pijatyki, sceny mroczne, pełne nieopanowanych wybuchów, desperackich monologów i bólów głowy. Kamil tyle skozrystał w tym miasteczku, że otrzymał nową garderobę, od stóp do głów, wszystko na zamówienie, z porządnego materiału. W końcu ruszyli dalej. Andrzej schorowany, połykający ciągle jakieś proszki, senny. Kamil odświeżony na ciele i duszy, spoglądający z dobrotliwym smutkiem na wszystko, co go otaczało, jak gdyby z wyżyn swego szczęścia mógł jedynie współczuć temu bezbarwnemu życiu i nic więcej. Chłopiec stał się łagodny i marzycielski, przytępił się w nim zmysł obserwacji, coś tam sobie bzdurzył wewnętrznie. Poszarzał.
Nie odrazu jednak rozpoczęło się to wzniosłe życie na szlaku szkoły i pokoiku uczniowskiego. W pierwszych dniach pobytu w Zakopanem Kamil musiał być świadkiem serii wyczynów ojcowskich, z których jeden omal go nie obdarzył macochą. Prosto ze stacji zajechali do niewielkiej willi położonej nieco z boku od Krupówek. W tym pensjonacie odpoczywali przez dzień następny, tym bardziej, że lał deszcz i wszystko przesłaniała mgła. W ciągu tego dnia Andrzej odtajał po nadużyciu trunków żyrardowskich i już pod wieczór zaprosił właścicielkę pensjonatu i dwie jej dorosłe córki na zabawę, na dancing, skąd wrócili po północy,
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/328
Ta strona została uwierzytelniona.