Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

pauz, odbywały się chaotycznie i bez programu. Kamil był w pierwszej klasie. Jeśli pani Skucz zmęczyła się wykładem języka niemieckiego lub arytmetyki, wówczas czytała na głos Sienkiewicza lub Przyborowskiego. Proch wymówił jej kiedyś, że nie czyta „Krzyżaków“, za co stał w kącie pół godziny. Pani Skucz wysługiwała się chłopcami, a biedniejszym kazała wystawać w ogonku za chlebem lub mięsem. Kamil lubił tę szkołę. Można było się wygadać z chłopcami w cieple, grać w szewca lub malowanki i słuchać ględzenia pani Skucz. Jeśli Proch był najgorszym uczniem, to musiał mieć w tym kierunku talent, ponieważ nad tym, czego uczyła pani Skucz, nie trzeba było się wysilać. Proch wyraził się kiedyś, że pani Skucz prócz języka niemieckiego, nic nie umie.
Ale w południe trzeba była wracać do domu, pomagać matce w gospodarstwie i rozwiązać zadania arytmetyczne z odpowiedzią na pytanie: ile jaj chłop miał w kobiałce, lub: ile jabłek urodziła jabłoń? Kamilowi czasem udawało się zgadnąć, czasem nie. Jeśli Kamil przyniósł piątkę, Wercman milczał, jeżeli czwórkę, mruczał, jeśli trójkę, krzyczał, jeśli pałkę, w domu było piekło ze słowami: po co ja łożę te pieniądze? Ponieważ Kamil nie uzyskał nigdy pochwały, ambicje jego ograniczały się do trójek: zwykły krzyk, krzyk pospolity. Jeśli matka czuła się lepiej i była w stanie wytrzeć podłogę lub pozmywać naczynia, wówczas Kamil mógł wyjść sobie na ulicę. Zazwyczaj wstępował do Procha i razem szli do Piwowarskiego. Ojciec Piwowarskiego był krawcem i opowiadał zabawne historyiki, a Kamilowi mówił: kawalerze. W mieszkaniu było parno, pa-