łość ulicy Oboźnej i osłabiony, rozpraszał się w Topiel i Browarną. Obok bramy Dynasów zatrzymał się chłopiec obarczony ciężarem walizki. Wsunął ręce w kieszenie przydługiego palta i zapatrzył się przed siebie. W dole czaiło się Powiśle, maleńcy ludzie wlekli się w brudnym seledynie latarń, ale wszystko tonęło w zadeszczonym mroku, zlewało się w jedną ohydną barwę; domy, latarnie i ludzie... Tylko ten powiew skuczał między ścianami kamienic i ciął ukośnie deszczem w szybki latarń. Udręką szło od tej w słocie pogrążonej niziny. Powiśle witało Kamila obojętną pustką swych ciemnych ulic i rzadkim, skulonym od wilgoci przechodniem. I ziało od tej dzielnicy wszystkimi troskami świata, jakąś straszliwą, przewlekłą wegetacją.
Schodził w dół, przekładając z ręki do ręki obijającą mu się o nogi walizkę. Gdyby chociaż ten wieczór był pogodny. Cały ten pejzaż wilgotny i kamienny przejmował go bolesną obcością, lękiem. Dowlókł się do bramy i chwilę przystanął, aby nieco ochłonąć przed powitaniem z ciotkami. Z wnęki wychynęło zwaliste cielsko i nim się Kamil opamiętał, już mu szorstkie łapy obejmowały głowę, czuł bolesny ucisk na nosie i z góry dochodził go chrapliwy głos „Kusi“:
— Wyrzucili na mordę, przegnali na stare śmiecie..,} Masz „syfona“, szczeniaku! A teraz wyrywaj do chałupy, bo ci nogi z tyłka powyrywam! No, już cię nie ma!
Kamil porwał walizkę i nie mogąc oddychać ze wstrętu, potoczył się w głąb bramy. Z tyłu dolatywał go kretyński chichot „Kusi“. W bramie cuchnęło po dawnemu i żółte, mizerne światło lampki z zakopconym,
Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.