Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

Wuj Kazio przywitał się i usiadł w palcie na brzeżku krzesła. Kiwał głową, patrzył na podłogę i mówił:
— Dobrze nie żyjemy... to fakt, ale... bo wy obie wprowadziłyście do rodziny elementy niezdrowe społecznie... ale ja przyszedłem, bo paczka dla Kamila, z Rosji paczka od tego huncfota Andrzeja pewnie... To niech Kamil jedzie do mnie na Pragę, to odbierze... podpisze i odbierze co tam jest... ubranko czy łakocie jakie... no, ubieraj się, Kamil... załóż paletko.
Matka nerwowo poderwała się na łóżku.
— Kłamiesz, łżesz jak pies! Andrzej przyjechał, słyszysz Zocha, śniło mi się bicie. Andrzej go tu przysłał, chcą dziecko zwabić paczką, Kamil chodź do mnie w tej chwili, mowy nie ma żebyś wyszedł z domu. Już zwąchali się, już... dwa pijaki, Kamil, stań tu obok mnie. Oj, Boże, przyjechał, przyjechał... co to teraz będzie.
Zapanowało milczące wzburzenie: oczy wszystkim biegały, matka szlochała, z przerażeniem patrząc na wuja Kazia. Kamilowi dech w piersiach zaparło, poznał po minie wuja Kazia, że matka miała rację. Przyjechał ojciec... ojojoj, może tu przyjdzie, kochany. Niechętnie stanął przy łóżku. Ciotka Zosia ze zdumienia złożyła ręce jak do modlitwy. Wuj Kazio utkwił zły i przytomniejszy już wzrok w matce i zasyczał ochryple:
— No to co, jak przyjechał? To co, to... ugryzie go? Nogę mu z tyłka wyrwie? Ty głupia histeryczko, chłopak tu pewnie biede klepie przy was, to jak mu rodzony ojciec chce pomóc... Do szkoły nie chodzi, mówiła mi Staśka, że marnuje się tu przy was jak mały pies na łańcuchu. Jakie on ma życie? Z tym tutaj przy-