Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

na ścieżce, żeby było widać. Ułożyli się, zginęli w trawie. Bury wypytywał Kamila o jego życie w mieście: jak to się dzieje, że tramwaje same jeżdżą? Kamil opowiadał, piekł się w słońcu i obserwował muszkę łażącą mu po ręku. Potem Bury zaczął opowiadać Kamilowi dziwne rzeczy. O kapralu Rosołku, który wrócił z wojska i już ma dziecko z córką organisty. On, Bury wiedział jak to się dzieje. Podpatrzył kiedyś Rosołka. Oboje męczyli się, sapali... strasznie było tam patrzeć!
Kamil słuchał tego w odurzeniu. Bury opowiadał bardzo plastycznie; starał się wyjaśnić Kamilowi kłamstwo o bocianach, ale jeszcze bardziej pogrążał chłopca w dusznej niewiedzy. Popadli w milczenie, wsłuchani w radosne szmery przyrody, wpatrzeni w czyste, wyzwalające z niepokojów, niebo. Raptem Bury począł łachotać Kamila; tarzali się rozprażeni upałem, w ostrym, podniecającym zapachu gniecionej trawy. Wracając do domu, zataczali się z wyczerpania. Ale od tego dnia, Kamil poczuł niejasną i niepokojącą przynależność do Burego.
Bury pokazał kiedyś Kamilowi stanowienie ogiera z klaczą i na Kamilu zrobiło to wrażenie czegoś wzniosłego. Bury był interesujący, mówił nowe, nieznane rzeczy. Spędzali teraz całe dni razem: Bury wymyślał fantastyczne rozrywki. Kiedyś w izbie, kiedy matki nie było, Bury przywiązał wielkiego, rudego kota za tylnie łapy do sufitu. Zwierzę wiło się jak liszka w powietrzu. Na stole postawił świecę, przypasował ją na dwa centymetry od łba, zapalił świecę i rozbujał kota. Ilekroć kot miał przelatywać nad płomieniem, miauczał jak potwór i skręcał się na sznurku. Po godzinie już