Strona:Zbigniew Uniłowski - Dwadzieścia lat życia t1.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

dorośnie i będzie mu wolno robić wszystko co robią starsi? Ale teraz chce mu się bardzo nic nie robić, biegać, być wolnym, czekać dorośnięcia. Czy naprawdę nic nie czuje? Leży zupełnie nieżywa, nie oddycha? Pożałował, że nie sprawdził, czy nie oddychała. Nadjeżdżał pociąg, ciotka Lucyna zerwała się gwałtownie. „Ach, chodź, chodź prędko. Boże, już jest, bo odjedzie“. Kamila to rozbawiło. Jaka głupia, pociąg jeszcze nie stanął, a ona mało ze skóry nie wyskoczy; zupełnie jak Zbyszek. Biegła teraz, z rozwianym płaszczem i w szalu. „Kamil, trzymaj się mnie, bo wpadniesz pod pociąg“.
Z ciotką Zosią stało się coś złego. Pogłaskała Kamila obojętnie, nie pochyliła się nad nim. Kiedy chłopiec z ciotką Lucyną wysiadł na dworcu Wileńskim, pomyślał sobie zaraz, że właśnie jedyna jest w tej chwili ciotka Zosia. Kochała go, okazywała mu to na każdym kroku. Za nic w świecie nie będzie strzygł chłopów u wuja Leona, będzie nalegał aby zostać u ciotki Zosi. I miasto było teraz przyjemne, witało go ciepłym, letnim zmierzchem, i kiedy tramwaj dudnił na moście, od rzeki biegł orzeźwiający podmuch. A więc przeprowadziła się. Kamil jeszcze nigdy nie był w tej dzielnicy. Kiedy most się skończył, wysiedli z tramwaju i poszli dołem, wzdłuż rzeki, ulicą Dobrą. Szyby okien czerwieniły się w słońcu, przed domami wysiadywali ludzie, odpoczywali zapewne po pracy, a dzieci hałaśliwie kończyły całodzienną zabawę. Dzielnica była gwarna, zamieszkała przez pracowitych, prostych ludzi. Skręcili w prawo, w ulicę Leszczyńską, po lewej stronie czerniał skwer i huczała elektrownia. Ta ulica była piękna,