Strona:Zbigniew Uniłowski - Ludzie na morzu.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

słyszę. Zorientowałem się, że doktor zachowuje się agresywnie wobec szefa mechanizacji. Dobrze wygolona, energiczna, z przystrzyżonym czarnym wąsem twarz szefa jest przyjemna oczom. Typowy Francuz, mówi ochryple i szybko bez litery R. Ma zwichrzoną, szpakowatą czuprynę, a czarne, żywe oczy dodają mu zadzierżystego uroku. Uśmiecha się, kiedy doktór mówi mu, że niema pojęcia o pięknej muzyce, że woli rumbę od Pncciniego czy Bizeta. Jeden wart drugiego, daruję im tę trójkę. Szef odpowiada, że przecież rumbę napisał Puccini, na co doktór czerwienieje, wypija haust wina i powtarza:
— Ach, skandal, skandal!

Bardzo źle, ale tak na miło, mówi po francusku włoski lekarz. Jest to sympatyczny grubas o wielkiej głowie i wysokiem czole. W ciągu kolacji powiedział kilka razy, że jest chory na serce. Bardzo lubi, kiedy szef i lekarz francuski przemawiają się. Wówczas popija wino i śmiejącym się wzrokiem patrzy na komendanta. Nastrój przy stole jest żartobliwy, zadowolenie wzrasta w miarę spożytych potraw. Rozglądam się po sali. Obok, przy stole siedzą trzy starsze panie i siwy, tęgi mężczyzna. Jedzą, ach, jak jedzą. Dolewają sobie wzajemnie, dokładają, odejmują, smakują. Obok nich, pod oknem, siedzi czterech mężczyzn. Wyróżnia się z pośród nich, czarny, krępy brzydal z głową, przypominającą szpulkę od djabolo[1]. Nad nadmiernie rozwiniętem czołem wichrzą się dwa czarne rożki włosów. Oczy jego wąskie i długie giną

  1. Przypis własny Wikiźródeł Gra zręcznościowa polegająca na przesuwaniu i kontrolowaniu szpulki w kształcie klepsydry na sznurku rozpiętym między dwoma pałeczkami.