nej wieści kapitan jest niezwykle czynny. Wszędzie go pełno. Staram się być delikatny i zamykam patefon. Spostrzegłem ulgę na jego twarzy. Wysunąłem się na pokład i po raz nie wiem który stwierdziłem, że się nic nie dzieje. Kładę się na przednim pokładzie twarzą ku słońcu i odrazu w tym kontakcie z górną pustką popadam w fantasyczne mrzonki. Niby nic; sama jednaka jasność, a jednak to i owo tam się dzieje. Mała, rozwichrzona chmurka ma najwyraźniej kształt pucołowatej dziewczynki w bereciku. A nieco dalej znów łysa głowa Juljusza Cezara, Między niemi coś w rodzaju ptaszka z ludzkiemi nogami. Ptaszek się wymyka, obie głowy na krótko łączą się w pocałunku i zaraz zmieniają w brodatego starca z bolesną miną. I jeszsze wiele innych podobnych rzeczy. Taki ruch w niczem! Ha. Myślę także o tem, żeby z morza wyjrzał olbrzym, wziął nasz okręt do ręki, pogmerał w nim paluchem, zepsuł to i owo, a potem ze wstrętem odrzucił.
Na skroni dotyka mnie coś ciepłego i wilgotnego. Powinienem się przestraszyć, ale leżę nieruchomo, jakby to było coś wiadome.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.