Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

nie. Po kąpieli wychodzę na pokład, niby pogoda, a nie! Woda wokół mętna, niebo niezdecydowane, żółtawo na świecie, pustać, trochę wietrzno. Marynarze w cyklistówkach i portkach z drelichu parają się z kłębami bardzo grubych lin, jeden piłuje kawałek żelaza, i nic więcej tylko motor dudni a okręt trochę się chwieje. Wracam do salonu-jadalni, podłużny stół na końcu jest nakryty na dwie osoby. Ser, zimne mięso i śledziki w puszce. Słyszę w łazience plusk wody i parskanie. Dlaczego niektórzy panowie parskają tak straszliwie kiedy myją twarz? W czem rzecz? Takie męskie prrsfuś! prrsfu, prrsfu... Widać muszą tak! Siadam i rozglądam się. Przed sobą mam trzy iluminatory i widzę przesuwający się maszt, trochę poziomych belek i dziób czyli przód okrętu. O, porusza się to za okienkami. Pod iluminatorami wzdłuż całej ściany przymocowana jest kanapka, obita niebieskim pluszem, zresztą stół i przymocowane kręcące się fotele są także pokryte takim pluszem. W kątach dwie szafki, na ścianach parę nieładnych obrazków olejnych: morze i mewy, morze i statek, morze i latar-