stwa, aby nie wyjałowieć doszczętnie. Kilkakrotnie powtarzałem, że często ogarnia mnie przemożna ochota, aby wyjść i pójść. Mieć możność powrócić. To słowo w tych warunkach nie istnieje. Można powrócić do kabiny, do łóżka, ale nie do tej ograniczonej całości jaką jest okręt. To będzie ostatni raz. Nigdy już nie wybiorę się okrętem w dalszą drogę. Żadne luksusy, okręty-hotele nie skorcą mnie, o ile miałbym na nich dłużej przebywać niż kilka dni. Albo pan De! Co mnie zmusza abym odkrywał jakieś jego problematyczne wady, żebym przechodził chwile histerycznych nienawiści do spokojnego osobnika, któremu się podobają pewne rzeczy nie lubiane przeze mnie? Ten brak taktu u przeznaczenia, jakie nas tu skleiło ze sobą! Musiałem przejść cały proces nienawiści do innego człowieka, który tyle tylko zawinił, że się znalazł obok mnie w tych warunkach. O, macie go — już jest!
— Patrz pan, jak się tutaj zaroiło od tych stateczków, co? Ale ta Pessi, powiedz pan tylko! Co temu smoluchowi padło na mózg! No, już niedługo.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.