rzem północnem. Zupełnie nie zwracam uwagi, co się dzieje na statku, to już przestało być ważne. Zbliżamy się do...
O godzinie dwunastej wypiliśmy z kapitanem na pożegnanie. Taksówka zabrała nasze rzeczy, my wsiedliśmy do drugiej. Proces dojazdu do Gdyni, lornetowanie Helu i to wszystko co podczas tego przechodziłem, pozostawiam sobie jako doznanie, którego serce moje jest niepodzielnym właścicielem. W taksówce siedział obok mnie pan De, ale bardzo się oddalał. W wagonie restauracyjnym odgrywał rolę nieznanego mi bliżej osobnika. Gdybym pomieścił tutaj wszystkie jego okrzyki i zdania, sprawiłbym wrażenie człowieka, który się powtarza. Na dworcu warszawskim pożegnałem się z nim, jakgdybym go poznał właśnie w tym wagonie. Musiałbym się dobrze zastanowić, gdyby teraz ktoś zażądał duchowego określenia tego pana. Stłukł mi się jak nie pasujący do mego oblicza monokl.