szcze w miejscu, podjechała motorowa łódeczka z kilku panami, którzy tam siedzą u kapitana. Steward ciągle nosi lód nagórę, zaniósł i drugą butlę whisky. Po lewej stronie mamy dwa olbrzymie bloki górskie: Paô de Assucar i Corcovado z oświetlonym, błogosławiącym Chrystusem na szczycie. Czub Paô de Assucar także zajaśniał, oderwał się od niego mały świetlny punkt i płynie wdół, ku miastu. To wagon kolejki napowietrznej. Teraz, tam wysoko, w łunach i kolorowej gęstwie nieba błogosławiący miastu Chrystus wygląda efektownie, jak zjawa nieziemska. Miasto już się żarzy mnóstwem światełek, tęskna cisza krąży nad zatoką, koło okrętu lawirują ciekawskie łódki, wzdłuż brzegu, warcząc głucho, ślizga się motorówka.
Wesolutki od „tronku“ kapitan schodzi w towarzystwie kilku panów, i zawiadamia nas, że okręt nie przybije do brzegu i że jeśli mamy ochotę pojechać do miasta, urzędnicy portowi zabiorą nas ze sobą. Szybko uzupełniamy garderobę i schodzimy do łodzi. Po dziesięciu minutach jesteśmy na brzegu, lokujemy się w taksówce, która nas wiezie przez
Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.