stem kapitan Mario do Amaral, siadajcie z nami „camarados“.
Nie mamy sił odmawiać, przedstawiamy się towarzystwu i zajmujemy miejsca. Rozpoczynają się śpiewy chóralne i solowe tańce, przemówienia i toasty. Dziewczęta razem z szefową zapominają o swym zawodzie i zachowują się jak na jakiem imieninowem przyjęciu. Piękny służący, Manuelo, sentymentalny walet pikowy, próżno szukał flirtu. Obecni byli anormalni — wyróżniali kobiety. Manuelo podawał napoje i nakręcał patefon. Powoli świt zaczął walczyć o lepsze z lampami, goście jak kociaki porozłazili się po apartamentach, my zostaliśmy z szefową i Manuelem.
Opuszczamy w czystości uroczy lokal i na ulicy z rozczuleniem wspominamy nasz okręt. Poważni, pełni planów na „nowe życie“, idziemy pieszo do portu. Hiszpan w granatowem „poncho“ proponuje przewiezienie nas na okręt. Jego łódka jest już wprawdzie solidnie załadowana pomarańczami, ale jakoś się lokujemy i ruszamy. Mam dziwną ochotę opaść na szmaragdowe fale Atlantyku,
Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/40
Ta strona została uwierzytelniona.