Lektura trzeba sobie powiedzieć odrazu, dość przymusowa. Ale wołają na obiad. Dzisiaj ja zabieram głos. Mówię o Czudach... jak to Czudowie... to przecież dzisiejsi Finnowie! Tak... Ale kapitan niewiele wie o tych dawnych czasach, woli lżejszy temat. Lepiej go przemilczmy. Po obiedzie myślę, jakby tu załagodzić sprawę tych kart. Ale widzę, że pan De zabiera się do jakiejś pracy serjo; wytaszczył maszynę, papier, kalkę, czarny i czerwony ołówek. Gumę do wycierania też ma. Co też on będzie robił! Pisarz, literat nie jest... może pamiętniki? Nie patrzy na mnie, raz tylko powiedział:
— Pozwoli pan, że zajmę tę połowę stołu?
— Pewnie — mówię.
I ja siadam do pisania. Ale tu wyłania się taka kwestja: poprostu nie można pisać we dwóch jednocześnie. Trzask okropny. On jakoś pisze, ale ja poprostu nie mogę! Więc robię wymowne pauzy, chrząkam, zamyślam się.. i takie świetne pomysły przychodzą mi do głowy. Zerkam co on tam pisze: jakiś tytuł i czerwone litery. Hałaśliwie zamykam maszynę i odchodzę. Na pokładzie — no,
Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.