Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

któremu się z tem zwierzyłem! Uszanuj pan to, oto moja ręka! A teraz możemy sobie pograć w karty.
No, przynajmniej mam z tego zwierzenia jakiś pożytek. Ale czy też za to „obnażenie“ nie wypadnie mi drogo zapłacić? Już sama podróż staje się ciężką próbą nerwów, a cóż dopiero taka podróż z twórcą! I to tu, na tym właśnie okręcie, zaczął pisać! (tasuje teraz karty, oczy opuszczone, lekki przyjemny grymasik z gatunku „uśmieszków“). Prawdopodobnie będzie chciał ze mną dużo dyskutować... będą zwierzenia... porady... O, Chryste, miej mnie w swej opiece! Zabiera mi asem dwie siódemki. Taka to dziwna gra. Po obiedzie umawiamy się (on zaproponował), że pracować będziemy kolejno, aby sobie nie przeszkadzać.
— Ja tylko od drugiej do piątej, bo dłużej nie mogę, wyczerpuję się — powiedział mi.
Tak też „pracowaliśmy“ całe popołudnie. Na pokład nie można wyjść, bo leje! Troszkę mnie irytuje czuła powaga w odezwaniach się pana De. Ma tam być poufny ton, słodkie