— W morzu są rekiny, zanimbyś się pan utopił, poobgryzałyby panu kończyny.
— Podobno w wodzie nie czuje się bólu.
Nie chce mi się prowadzić dalej takiej rozmowy, więc wciągam spodnie i schodzę nadół. Drżąca suczka na mój widok wrzeszczy jak opętana, więc szybko biegnę do kabiny, puszczam wodę do wanny, i już siedzę w wodzie, smutny, trochę zdenerwowany młody człowiek. Ubrany, trochę odświeżony, zabieram się po raz drugi do Nowaczyńskiego, no bo co mam robić? W otwarte drzwi kabiny ktoś puka, i na progu ukazuje się telegrafista z kluczykami w ręku. Przeprasza mnie i otwiera szafkę. Przechodzi mnie jakby olśnienie, bo przecież w naszej kabinie jest szafka z wódkami. „Tak, ale to nie jest twoje“ — mówi mi tajemny, wewnętrzny głos. Ani myślę się tam dobierać, poproszę kapitana, to mi pożyczy. „I co, zamierzasz się upić? toby było niskie!“ Już nie słucham wewnętrznego głosu. Telegrafista wypatruje między rzędami butelek i wyciąga jedną — z konjakiem.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.