okrętu. Pan De stał mi się nagle interesujący. Kiedyśmy już leżeli w łóżkach, opowiedział mi kilka historyj z czasów rewolucji rosyjskiej. W opowiadaniach tych kotłowało się od zgiełku i awantury, a każde zdanie ociekało krwią. Gdyby pan De pisał tak jak opowiada, mógłbym go nazwać twórcą. Ale w rezultacie zaczął bredzić, widać zasypiał. Z sąsiednej kabiny stewarda dochodziły mnie głosy grających w karty: kucharzy i gospodarza. Słowa ich dźwięczały jakgdyby pieniądz jakiś spadał po kamiennych schodach. Czasem się który zaśmiał, wogóle grali na wesoło i nie kłócili się. Zasypiałem bez entuzjazmu.
Taka pogoda na codzień, to przesada. Możnaby nią obdzielić Polskę, i zamiast pięćdziesięciu dni słonecznych, mielibyśmy calutki rok aurę. To nieprawda, że w samotności człowiek inteligentnieje i myśl głębiej pracuje. A może ja mam taką naturę, że potrzebuję aby się coś wokół mnie działo.