jak hołd dla mijającego nas w oddali samotnego Zeppelina. Szybko też znikł nam z oczu. I pomyśleć, że to cudo w trzy dni przemierza odległość pomiędzy Europą a Ameryką Południową! Pan De jest bardzo poruszony widokiem Zeppelina, i to jego ożywienie koliduje mi trochę z wygłaszanemi zdaniemi o nudzie, a także i z treścią jego utworu. Jasne, że pan De chciałby jechać prędzej, i temat ten wypełnił mu całą rozmowę z kapitanem podczas obiadu. Te boleśnie jałowe tematy zaczynają mi doprawdy dokuczać, zwłaszcza, że przedłużają one siedzenie przy stole już po spożyciu tego co tam było, a wstawać wcześniej też nie wypada, bo to zawsze kapitan, który wie, że mi się nigdzie nie śpieszy. Przytem kapitan tak blaguje, że czasem ta jego blaga zdaje się otaczać nas jak brzydka woń, doprawdy, duszno się robi w jadalni. Jego opowiadanie jak to zabił pewnego oficera spojrzeniem albo o kochance-Malajce, która miała małe, pierzaste skrzydełka, wygrałyby wszelkie konkursy kłamstwa. Ja już się nawet do tych rozmów i opowiadań nie wtrącam, bo mi wstyd.
Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.