bolszewiku, pałobkiem nawet byś nie mógł być u mnie! Łozumiesz!
— Rozumiem rupieciu! Teraz te wszystkie pałki twoich przodków idą na tyłki, i takie baty wam się sprawi, że zaczniecie wkońcu szanować parobków, a ty, zgniła purchawko, pojedziesz do Paryża dom publiczny sobie założyć!
— Ach, och! Że też ja muszę na stałe lata podłóżować z takim szezimieszkiem, któły mojej błękitnej kłwi nie uszanuje! Och, ach!
— Ja ci dam błękitną krew, ropucho! Tej błękitnej krwi użyjemy na farbę do naszych sztandarów, ty cuchnący antyku!
— Och, łatunku! sole!
Dalszy ciąg dialogu między starą arystokratką i komsomolcem przybrał tak nieprzyzwoitą formę, że pozostanie ona tylko w mojej pamięci ze względu na wysoki poziom ścierania się dwóch stanów. W każdymbądź razie pan De swemi dalszemi, chłodnemi argumentami zmieszał z błotem i wykpił bezlitośnie nieszczęsną staruszkę. Po tej dyskusji zacząłem się gimnastykować na gołych deskach i odpokutowałem to trwałemi plama-
Strona:Zbigniew Uniłowski - Pamiętnik morski.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.