Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co będzie dalej?
Ale Lucjan nie znalazł na to odpowiedzi. Przyszłość przedstawiała się źle.


ROZDZIAŁ V.

Jest niedziela. Wszyscy, za wyjątkiem Lucjana i Dziadzi, są już ubrani lub ubierają się. Ci dwaj dosypiają późne położenie się. Ponieważ kobiety nie poszły do swych zajęć, więc w mieszkaniu jest rozgardjasz i dochodzi do różnych nieporozumień. Panna Felicja naprzykład: chciałaby wreszcie umyć się porządnie, coś więcej jak twarz, ale jest to niemożliwe; niema czem zamknąć drzwi, a pukanie nie jest w zwyczaju u współlokatorów tego mieszkania. Tedy Felicja bierze się na sposób. Powiada wielkim głosem: nie wchodźcie do kuchni, bo będę się myła. Wszyscy to słyszą. Felicja zamyka się w kuchni na klamki i opiera o drzwi do swego pokoju wielką deskę do prasowania, zaś drugie, od alkowy, opiera sprytnie urządzoną barykadę ze szczotek, krzeseł i mokrych gałganów. Poczem rozbiera się do naga i ochoczo włazi do balji z wodą. Starzy mieszkańcy znają metody panny Felicji i nie próbują przeszkadzać Felicji w obrządku czystości. Czyż ma jednak wiedzieć o jej strategicznych posunięciach nieszczęsny Dziadzia. Wstaje oto z łóżka powodowany nagłą potrzebą, nakłada w pośpiechu swą flanelową pyjamę i rzeźko otwiera drzwi od kuchni. I wali się na nieszczęśnika szereg przedmiotów: