Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

lewą stronę twarzy Edwarda. Zachwiał się, obrócił i pobiegł do kredensu. Wyjął z szufladki szpiczasty nóż, ale zaraz potem otrzymał jeszcze jedno uderzenie pod brodę. Upadł. Lucjan włożył nóż zpowrotem do szuflady. Powiedział spokojnie do starającego się podnieść Edwarda:
— Jeśli się jeszcze raz coś podobnego zdarzy, otrzyma pan wiele więcej.
Teodozja płakała w kącie między szafą a ścianą. Studenci wychylili przerażone twarze przez drzwi. Edward wstał i powiedział z pompą i nieszczerze:
— To część matki odezwała się we mnie. Przypomniał mi pan honor, dziękuję, A ciebie, Todziu, przepraszazm. Wybacz, zostałem słusznie ukarany.
Poczem ułożył się z gracją na łóżku, oparł obcas prawej nogi na wzniesionem kolanie lewej i zapalił papierosa. Do studentów powiedział:
— Ukryjcie swe tępe twarze w książkach, widzieliście bowiem już, jak nikczemnego ukarał szlachetny. Precz mi z oczu!
Teodozja była tak przestraszona, że zdobywała się tylko na coraz większy płacz. Płakała jednak zdrowo i głośno, bez odrobiny histerji.
Lucjan wrócił do Dziadzi.
— Dałeś mu?
— Słyszałeś przecie.
— No, to kładź się obok mnie, pogadamy.
Lucjan położył się, przypalił papierosa od fajeczki Dziadzi. O całem zajściu zapomniał, bowiem w tej