Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

byku! Ty łotrze z pod ciemnej gwiazdy. Przez ciebie człowiek się tak męczy. Wynoś mi się, draniu jeden, z domu, wont, natychmiast! Zdechnij jak pies pod płotem. Jeszcze mi tego brakowało, żeby mi tu nachodzili mieszkanie i graty niszczyli. Zabieraj swoje manatki, niech cię tu nie widzę!!
— Niech matka lepiej milczy, bo już mi wszystko jedno, jeszcze jaką krzywdę zrobię. Cicho! Sam jestem zdenerwowany! Milczeć! Psiakrew!
Złorzecząc, klnąc straszliwie, zabrali się oboje do sprzątania. „Mieciek“ poukładał książki i papiery, poczem wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Stukonisowa płacząc, zaszywała sienniki. Dziadzia śmiał się szatańsko. Lucjan stroił się na wizytę. Po godzinie mieszkanie przybrało swój normalny wygląd. Dwaj studenci sprzeczali się na temat zarobków agentów policyjnych. Przyszedł Edward i powiedział do Lucjana:
— Chciałbym zapomnieć o naszem zajściu z przed paru miesięcy. Tutaj była rewizja, prawda? — No, czy to nie skandal?
— Nie tyle skandal, ile przykrość.
— Czy pan pojmuje, że człowiek, któremu obcy ludzie mają prawo legalnie grzebać w jego rzeczach, tem samem pozbawiony jest wszelkich praw człowieczych. Że powinna być w państwie doraźna instytucja, któraby wieszała takich „Miećków“. Przypuśćmy, że jako współlokatorzy jesteśmy narażeni na rewidowanie naszych rzeczy. Cóż się wtedy dzieje z naszymi listami, naszą korespondencją? Intymne słowa, czułości, obietnice, zwierzenia, wspomnienia drastycznych