wspomnieniami. Ach, panie, wspominać rozkosz, jeśli się ją miało, jakież to szczęście! Panie Lucjanie, pan jest jeszcze młody, ale może pan zazna kiedyś szczęścia miłości. Ale z tą rewizją to skandal, prawda? Trzeba będzie coś przedsiębrać...
— Wybaczy pan, ale ja muszę już wyjść. Czego się śmiejesz, ty czarny charakterze.
Dziadzia istotnie podskakiwał na swem łóżku w paroksyzmie śmiechu. Edward poszedł do swego pokoju. Lucjan mimowolnie zaczął się też śmiać.
— Ale jego trzeba wsadzić w gablotkę i podstawić pod mikrofon. Przecież to jest okaz nadzwyczajny. „Dowodów mej sprawności fizycznej“, ha, kreatura. I Dziadzia weselił się w dalszym ciągu.
Lucjan wystrojony, uczesany i świeży, wyszedł z domu. W gardle go coś ściskało z wrażenia. Był jakby lekko naelektryzowany. Jechał długo tramwajem. Wysiadł na przystanku, w dzielnicy nieco oddalonej od miasta, w pięknej kolonji o wspaniałych, nowowybudowanych domach z ogródkami. Wszedł do wnętrza białego domu, zatrzymał się przed drzwiami na pierwszem piętrze i drżącym palcem nacisnął guziczek dzwonka. Sama je otworzyła. Powiedziała: pójdziemy do mego pokoju, i wpuściła go przez matowo oszklone drzwi.
Znalazł się w jakiejś rupieciarni. Był tu straszliwy nieład, to znaczy nie było brudno, broń Boże, poprostu nic nie leżało na swojem miejscu. Szafa była otwarta i obok niej, na podłodze, leżały suknie, palta, jakieś książki i wieszaki. Na małem biurku piętrzyły się naj-
Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.