Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

sywać, broń Boże: wypielęgnować, wyszlifować w mózgu kawał prozy i dopiero na papier. No, może znajdę jakieś gazetowe zajęcie, — i zaczął całować się z Turkowskim, który w tej chwili podszedł do nich.
— Opaliłeś się — powiedział w przerwach między trzema pocałunkami Turkowski. Poczem usiadł i zaczął opowiadać o wojsku, bo niedawno ukończył swą półtoraroczną służbę i bardzo leżało mu to na sercu. Był aplikantem adwokackim i miał opinję dobrego prozaika, mimo że pisał mało. Poprawiając ciągle binokle, głosem spokojnym i o miłem brzmieniu skarżył się Lucjanowi na służbę, że wojsko go ogłupiło, zgasiło wszelką chęć do pracy twórczej. „Chodzę jak oczadziały i masę śpię“. — Lucjana czekało to w najbliższej przyszłości, spodziewał się jednak, że go zwolnią ze względu na płuca. Słuchał Turkowskiego i jednocześnie wyobrażał go sobie w czasie służby: tak, temu musieli zaszkodzić.
Lecz zaczynają się schodzić żelaźni goście „Małej Ziemiańskiej“. Drobny krytyk, którego trudno byłoby wyobrazić sobie bez rogowych okularów na nosie, ociera się o wielkiego poetę Tamwima, mimo, że w zeszłym tygodniu makiem swoich słów starał się rozbić beton jego sławy. Potem przechodzi szereg „niedocenionych“, umiarkowanie antyszambrujących lub dumnie zerkających na ogłupiałe żydóweczki, — by dać miejsce jakiejś nahajce satyry, chłoszczącej w najmniej odpowiednie miejsca tępe społeczeństwo. Lucjan patrzy na kilku malarzy, siedzących wpobliżu: okutani w ciężką szatę dostojeństwa swych lat i talen-