W październiku wrócił Zygmunt. Stracił posadę razem ze swoim zwierzchnikiem. Tamten miał swoje zapatrywania, socjalizm, czy coś takiego Usunięto więc i sekretarza. Ale Zygmunt nie ma miny poszkodowanego. Dostał pensję za trzy miesiące i jeszcze jakieś dodatki. Jest dobrze ubrany, pieniądze złożył w kasie oszczędnościowej na imię matki. Ma też co opowiadać. Wojewoda tu, wojewoda tam, czarne kawki, towarzystwo, polityka, samochód. Wiele, wiele zaszczytów.
Od letnich miesięcy, Lucjan nie miał dnia, któryby mógł nazwać przyjemnie spędzonym. Narastały tylko coraz większe warstwy nudy i zwątpienia. Zarówno on jak i Dziadzia, mimo biedy, nędzy prawie, cierpieli przedewszystkiem na ubóstwo energji, myśli i brak wiary w możliwość podźwignięcia się z tego stanu. Lucjana dręczyły jeszcze inne rzeczy. W nocy się pocił, wieczorami piekły go policzki. Rankami suchy kaszel zdawało się że rwie nerwy na strzępy. Dość często przypominał się pewien ciepły wieczór i melodja walca „na moście“.
Dziadzia dostał pieniądze. Półtora tysiąca złotych naskutek podania do urzędu zajmującego się sprawa-
Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.