— Kto mojej żonie szeptał na ucho sprośne kawałki?
— Ja? Twojej żonie? Kiedy?
— Tak, ty! — Na wiosnę, jakżeśmy tu byli z Lucjanem.
— Ohydne kłamstwo. Przecież ja ją wtedy poznałem i prawie wcale nie rozmawialiśmy.
— Właśnie, właśnie! Ona dlatego odrazu wyszła, niby z powodu psa. Nagadałeś jej świństw, ona nie jest do tego przyzwyczajona.
Zarówno Bove jak i Dziadzia wypili po kieliszku wina.
— Co ja jej wtedy powiedziałem? Mów zaraz?
— Za nic tego nie powtórzę. Fakt faktem, że jesteś fałszywy.
— Nic jej nie mówiłem, wyssała sobie z palca.
— A więc dobrze. Kto jej powiedział: Ma pani takie miłe futerko koło nóżek. Kto jej to powiedział, no, kto?
— Ja! futerko! Przecież to jest niesłychane kłamstwo!
— Więc po raz drugi ubliżasz mojej żonie? Zarzucasz jej kłamstwo? Mój panie, za dobrze znam moją żonę, aby nie wątpić w jej prawdomówność. Powtórzyła mi to wtedy ze łzami w oczach. Ja sam oblałem się zimnym potem z oburzenia.
Dziadzia wstał od stołu:
— Wobec tego, w tej chwili jedziemy do pań-
Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.