Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

kolonjalnym, w fabryce guzików i w sklepie z wyrobami skórzanemi. Z trudem zdobywane wykształcenie umożliwiło mu wreszcie pracę w biurze. W dusznym pokoju cierpliwie przepisywał jakieś akta. Już kaszlał, już przeszedł pierwszy krwotok. W tem biurze próbował pisać swoje opowiadania, kradnąc godziny firmie. Udało mu się coś wydrukować, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Dostał stałą współpracę w tygodniowem piśmie. Przystał do grupy młodych poetów, chwalono jego talent, lubiano go. Ciągle pogłębiał swą wiedzę, uczył się, czytał masę. Do czegóż wreszcie doszedł tą swoją wytrwałością? Jakież rezultaty dało mu ciężkie borykanie się z losem od lat najmłodszych? Wśród kolegów nie znalazł wzniosłych myśli i dążenia do rzeczy wielkich, wśród ludzi zaś napotkał na pustkę i chęć jak najintensywniejszego użycia. Nie spotkał ludzi mądrych i prawdziwych poetów. W poszukiwaniu czegoś istotnego, osłabił swoje nerwy i przeoczył młodość. Kimże jest wreszcie? Wstrętnie okpionym przez rzeczywistość, w nędzy umierającym młodzieńcem. Porzucił wyjaławiającą pracę w biurze, utrzymywał się z pensji ofiarowanej mu przez pewnego bogatego mecenasa, ale teraz cofnięto mu to i wszystko się skończyło. Brak mu było energji, wszystkie plany w łeb wzięły, zdrowie się pogorszyło i oto leży teraz w tej ciemności, w dusznym kącie, pełen zwątpienia i rezygnacji.. Ojciec, matka, opuścili go i taką mają pociechę, że nie widzą jego upadku. Zamknął oczy i próbował usnąć, ale w głowie brzęczały mu natrętnie gdzieś przeczytane czy za-