Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

— Synaś pani przyjechała odwiedzić?
— Gdzieta, macice mam powiększoną.
— Co wy też mówicie! na stare lata?
— A na stare.
— I przez co tak?
— Chłop za pazerny.
— Bajacie, czy co?
— Juścić bajam, kiedym dwadzieścia lat od niego starsza.
— Takiego młodego męża macie?
— Samam stara.
— A pan Władysław ma już przecież ze dwadzieścia parę lat?
— Nie z tego chłopa.
Z dalszej rozmowy Lucjan wywnioskował, że stara chłopka ma zamiar zamieszkać tutaj przez czas swego pobytu w Warszawie. Napełniło go to przerażeniem. Dość tu duszno, do djabła! Czyż nie zaczyna się to wszystko robić koszmarne?
Około południa wrócił Edward. Usiadł obok Lucjana i powiedział:
— Coś kiepsko pan wygląda.
— Zastanawiam się właśnie, czy wezwać lekarza.
— Po djabła panu lekarz! Wiadomo, co powie. Wyjazd zaleci.
— Co pan tak ssie palec, skaleczył się pan?
— Tak, sam nie wiem, gdzie i kiedy.
— Należałoby zajodynować.
— Iii, głupstwo.
Edward miał niewyraźną minę. Ssał małą rankę