Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

i mówiło, że obrzydł mi ten temat zupełnie. A cóż z twoją powieścią?
— Ach, mój drogi, niema o czem mówić. To wszystko było dobre, kiedy się było zdrowym i w głowie przelewało się od optymizmu. Skończyłem przed zaczęciem. Mamy nieszczęście żyć w tak potwornym okresie rozwoju kultury polskiej, że wszelkie wysiłki zgóry są przewidziane jako daremne. Wydać się może, że czytelnictwo polskie wzięło monopol na ciemnotę. Za kryterjum możesz sobie wziąć Zarzycką czy Marczyńskiego. Bierze mnie ponura i bezsilna wściekłość, kiedy wspomnę te siejące zarazę głupoty nazwiska!
— Na całym świecie i w każdym kraju są tacy fabrykanci podłych książek. To też nie bierze się ich zupełnie pod uwagę i wogóle nie wciąga w historję literatury danego narodu. U nas ponure wrażenie sprawiają znaczne nakłady tych bzdur, co oznacza, że czytelnictwo stoi na bardzo niskim poziomie. W Anglji taki Wallace jest bardzo czytany, ale prócz niego czytany jest Galsworthy lub Shaw, a u nas tych drugich niema. Ciekaw jestem, czy będziemy mieli kiedykolwiek naprawdę dobrego pisarza.
— Tak, źle jest. Spotykacie się jeszcze w Ziemiańskiej?
— Dość często. Marnujemy czas i przelewamy z pustego w próżne. Wogóle prowadzi się tak ponure życie, że czasem bierze chęć popełnić jakieś szaleństwo. Jałłowe to wszystko takie. Będę musiał już iść, Lucjanie! Wybrnij jak najprędzej z tej niemocy i napisz coś dobrego. Odwiedzę cię jeszcze kiedy.