niarni, o jej pracę zaczynającą się tak wcześnie, a kończącą niewiadomo kiedy. Ale wytłumaczyła mu, że kończy zajęcie wcześnie, o siódmej wieczorem, ma przecież swoje rozrywki, pewien mężczyzna, wojskowy, interesuje się nią. Przy każdej takiej rozmowie wyrażała mu swoje współczucie. Ona sama miała chłopca, który jej umarł na coś podobnego, gdzieś u austryjaków, w jakiemś Zakopanem. Potem wyciągała swoją suknię świąteczną z szafy, powiedziała mu, że na przyszły tydzień będzie zdrów jak ryba, i wróciła do swego pokoju, aby zniknąć na cały dzień. Była to dobra i wesoła dziewczyna, której całe życie wypełniała praca. Dla Lucjana te kilka minut rozmowy było prawdziwą przyjemnością.
Stukonisowa wybierała się na odwiedziny Miećka w więzieniu. Szykowała jakieś drobiazgi, trochę jedzenia, bieliznę. Kręciła się, zaglądała wszędzie.
— Którego to dziś mamy, panie Józefie?
— Dwudziesty czwarty.
— E, gdzietam dwudziesty czwarty, trzeci chyba?
— Niech będzie dwudziesty trzeci.
— Panie Bednarczyk, może pan wie, który dziś jest?
— Dwudziesty trzeci, czy któryś!
— Czort z wami! nikt nie wie, który dziś dzień!
Bednarczyk ponuro zapatrzył się w podłogę. — Nie, nikt nie wie, powiedział. Gdyby „Mieciek“ był, to możeby wiedział.
Ale Zygmunt ryknął z kuchni, pryskając wodą:
— O, Boże! Co za chamstwo ostateczne! Dwu-
Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.