dziesty szósty, niedziela! I taki chce zdawać egzaminy z prawa, gdzie wszystko opiera się na kalendarzu!
Stukonisowa westchnęła:
— Mój Boże, to jeszcze cztery dni do pierwszego, jak to człowiek wyżyje! Panie Krabczyński, miał mi pan te pięć złotych oddać?
Dziadzia odpowiedział z głębin alkowy:
— Ach, droga pani, właśnie mam dzisiaj większą kwotę podjąć za czekiem, — wie pani, czek muszę zrealizować.
— Jakże pan zrealizujesz czek, skoro wszystko pozamykane? — zanucił student.
— Istotnie, cóż za pech, przekleństwo, na śmierć zapomniałem! Wobec tego jutro, jutro na pewno.
Stukonisowa powiedziała coś w rodzaju: jutro będzie futro, poczem zdjęła zegar ze ściany i jęła nim potrząsać, niby znachorka umarłem dzieckiem. W związku z temi oględzinami, student skierował się ku wyjściu, ale akurat myła się Felicja, wobec czego zagłębił się w książce, świata poza nią nie widząc.
Dziadzia był gotów do wyjścia, właśnie czekał na usunięcie się Felicji. Korzystając z wolnej chwili, opowiedział Lucjanowi, jak to spędzi dzień dzisiejszy. Przedewszystkiem wstąpi do kościoła, ach, Boże! Przesąd to, to prawda, jednak jest ktoś, kto tego od niego żąda, przytem te parę chwil w przybytku, gdzie odbywają się dostojne misterja, w atmosferze kadzideł i pokory ludzkiej, te parę chwil tam spędzonych, nakłaniają umysł do poetyckich rozmyślań, człowiek staje się szlachetniejszym. Następnie mam zamiar...
Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/290
Ta strona została uwierzytelniona.