Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

klucz w zamku. Wróciła Stukonisowa. Weszła do pokoju i zaraz zajęczała:
— I poco to światło palić, kiedy prawie nikogo niema w domu. Modlić się można i pociemku.
Zawiesiła palto w szafie, pokręciła się tu i owdzie, wreszcie usiadła na kanapie i bezradnie złożyła ręce na podołek. Przechyliła głowę i zmęczonym wzrokiem patrzała na klęczącą chłopkę. W pewnej chwili szepnęła żałośnie: Niedziela i już po święcie, a jutro znów urabiaj sobie ręce. Potem kiwała głową, zapatrzona w kąt pokoju.
Lucjan uniósł głowę.
— To pani nic nie wie? — zapytał.
Ocknięta z odrętwienia, popatrzyła na niego oszołomiona.
— Co mam wiedzieć?
— Że Bednarczyk nie żyje.
— Co?
— Bednarczyk odebrał sobie życie.
Zerwała się i szybko podeszła do niego.
— Co pan wygaduje! Na mózg panu padło?!
— Mówię jak jest. Powiesił się przed godziną w ustępie. Już go zabrali. Myślałem, że panią już na dole uwiadomiły stróżki. Przykra rzecz.
Bez słowa zbliżyła się do chłopki i pochylona popatrzyła w jej twarz. Poszła do kuchni i zajrzała do ustępu. Potem wróciła do Lucjana i rzekła tępym głosem:
— A wie pan, dlaczego on to zrobił?
— Domyślam się, że z powodu tego egzaminu.