Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

dzych słów i myśli. Zresztą czytanie jest wysiłkiem, a jego nie stać było na najdrobniejszy nawet wysiłek, ba, uniesienie ręki do góry sprawiało trud i wyczerpywało. Jedna noc pozbawiła Lucjana wszelkich złudzeń co do kontynuacji swego istnienia. Nie spał, pot z jego ciała tak zwilżył pościel, że zaraz rano Teodozja przeniosła bezwładne prawie ciało na drugie łóżko i zasłała świeże płótno. Leżąc teraz w pachnącem czystością łóżku, Lucjan przeżywał rozkosze abnegacji i jasności umysłu, spowodowanej osłabieniem organizmu. W istocie, pogrążony był w absolutnej ascezie, funkcje mięśni, żołądka zanikały, pracował tylko mózg niby precyzyjna maszyna sama dla siebie, nie zużytkowująca sił dla ubocznych celów. Dolegliwości ciała były nikłe, pomijając trudność przesunięcia się z boku na bok oraz ograniczenie swobody przy oddychaniu i łechtanie gardła przez powietrze przedostające się do wnętrza płuc. Dziwił się, że ów zawsze wstrętem go przejmujący bulgot flegmy w gardle, owo rzężenie denerwujące, minęło zupełnie i pozostały cichutkie jakieś poświsty, niby jęk struny, gdy mucha na niej usiądzie. Ach, czuł się wcale dobrze, nic w tem groźnego i niepojętego nie było.
Twarz jego matowa była i blada. Kości policzkowe wyciągnęły skórę i sterczały po obu stronach twarzy, niby dwa pagórki, pod któremi znowuż dwie jamy się usadowiły; były to zapadnięte policzki. Nad czołem pochylały się w fantastycznem rozwichrzeniu włosy, przypominały miniaturowe wierzby chylące się żałobnie nad marmurową płytą jakiegoś grobowca.