Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/328

Ta strona została uwierzytelniona.

tem, że nam jest bardzo ciężko, pomagaliśmy ci jednak jak tylko było można. Mówię ci to, aby wyjaśnić, że stosunkowo było ci tu nieźle. Akurat tu ci przychodzi umierać. Trudno, są to rzeczy, do których nie należy się wtrącać. Chodzi mi o to, czy nie myślisz o mnie źle?
— Nie... wcale nie... zawsze cię lubiłem... ale trudno... trudno mi mówić...
— To nie mów. Pozwól, że uścisnę twą rękę. Przechodzisz do innego świata, nie wiem, czy ci zazdrościć czy współczuć. Żegnam cię, będzie mi ciebie bardzo brakowało.
Uścisnął lekko rękę chorego i poszedł do pokoju. Pomyślał sobie, że mogło to być śmieszne i niepotrzebne. Eh, głupstwo! ostatecznie trzeba było się pożegnać. — Ale już mu nie było żal Lucjana. Gdybym powiedział że go żałuję, byłoby to nieszczere, lubię go bardzzo, a mimo to dziwnie mało mnie jego śmierć obchodzi. Paskudne jest takie znieczulenie.
— Kiego djabła odegrał całą tę komedję — pomyślał Lucjan. Wiem, że jest porządny chłop i że mnie tu przez dłuższy czas za darmo karmili. I on chyba wiedział, że byłoby nonsensem, gdybym miał do niego jakąś pretensję. Zatem poco mnie tu męczył i przerywał rzecz całą? Wyglądam chyba na tyle nieprzytomnie, aby mnie nie niepokojono. Czort bierz całą serdeczność.
Nawet myśleć było mu teraz ciężko. Osłabienie obejmowało zwolna i umysł. Oddychać było coraz trudniej. Stan ten stawał się przykry i początkowy