Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

środku ciała, niby mały namiocik. Pod oknem trzeszczy łóżko Stukonisowej. Lucjan cofa się i widzi jeszcze, leniwie opadającą dłoń dziewczyny na jedwabistą wypukłość łona.
Cichutko zamknął drzwi za sobą. Począł wlewać wodę w wyschnięte gardło. Wypił trzy szklanki. Zgasił światło i wlazł do łóżka. Leżąc na brzuchu, rozpamiętywał drobiazgowo obraz, jaki przed chwilą musiał opuścić. Wyprężony, wtulał się w twardy materac. Ktoś z pokoju wydał odgłos, podobny do krótkiego brzmienia trąbki, zaraz potem rozległo się pianie koguta i ucichło, tylko Zygmunt chrapał głośno. Lucjan czuł pod sobą aksamitną miękkość ciała dziewczyny, wtulił się w lekko ściśniętą rękę. Na schodach miauczały koty podobnie do łkania niemowląt. Lucjan poruszał się pod kołdrą. Niezdrowo i intensywnie pracowała wyobraźnia. Ujrzał pod powiekami pejzaż jakiś przepiękny, po żyłach jego przebiegł nurt rozkoszny i, Lucjan usnął słodko znużony. Na wieży kościelnej biła sygnaturka. Zrobiło się jasno i z pokoju kobiet dochodziły głosy świeże i wypoczęte. Student wysunął nogę z pod pledu i rozważał czy warto już umyć obie. Miał minę poważną i ręka jego poruszała się pod pledem. „Mieciek“ spał, wypuszczając gwałtownie powietrze ustami. Na dole budziło się miasto i rósł gwar. Student zapalił papierosa. Z lękiem w swych pięknych oczach patrzał na tom geodezji, leżący na krześle, przy łóżku. Raptem na podwórku podniósł się wrzask potworny. Lucjan drgnął, i otworzył oczy. Poznał głos stróżki. — Ty małpo djabelna! Ty szychto!