Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

nie martwi. Te głupie snoby nie dają ci tych pieniędzy za darmo; dajesz im w zamian swoje intelektualne towarzystwo. Coś tak, jak kurewka, tylko w innym sensie. Oczywiście za kika lat wypłyniesz albo ci się noga powinie. Jedno z dwojga. W gruncie rzeczy Wermel — genjalne chłopię, które pożycza pięć złotych od Fajnsztajna, daje mu wzamian okazję do zadowolenia z samego siebie: że niby pomógł młodemu poecie. Taki Fajnsztajn nie posiada nic więcej prócz tych pieniędzy. Jakież to proste. Takie bydlę tanim kosztem pomyślało o sobie, że jest filantropem i dobrodziejem. „Za takie małe pieniądze, taka przyjemność“. Tak żyje się z dnia na dzień. Musimy tę swoją sztukę okupywać biedą, bo nasze talenty dopiero się kształtują. Jeśli któryś z nas dojdzie do jakichś wyżyn, to społeczeństwo będzie na nim zarabiało lata całe, tak jak zarabiało na Żeromskim, Reymoncie lub Szopenie. Tymczasem społeczeństwo gwiżdże na nas i możemy sobie zdychać z głodu spokojnie. Pomoże ci właśnie tylko taki Fajnsztajn lub inna jednostka z forsą. Powróćmy jeszcze do tamtych wielkich. Co im ojczyzna dała za życia? Żeromski żył w nędzy do ostatniej prawie chwili. Tfy, zresztą tysiące przykładów. Taki Fundusz Kultury Narodowej lub inna podobna instytucja będzie dziesiątkami lat buliła forsę jakiemuś idjocie, który zapisuje sobie, jak to Mickiewicz był dobrym poetą i komentuje jego genjusz. Mickiewicz ma w d...e takiego faceta, i napewno gdzieś tam w innym świecie martwi się, że tu na ziemi kilku jego młodych kolegów nie mają często co do gęby włożyć. Pożyczaj, niech się państwo za ciebie