Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ta syrena czuje w tobie zapach morza,
— Psiakość, ależ ta fajka zapchana. — Wermel zauważa:
— Panna Leopard jest jak stan pogody, zawsze się o niej mówi, kiedy brak innego tematu.
— Tak, zupełnie słusznie — mówi Brocki. Gdybym mógł to uczynić, gdybym był w stanie, kazałbym ją spalić publicznie na stosie, — na korzyść mych kolegów. Jest za piękna.
Olaf opowiada ostatnie zdarzenia polityczne, słuchany nieuważnie. Lucjan co chwila zerka w stronę panny Leopard, otoczonej już gronem mężczyzn. Klimek Paczyński, patrzący na wszystkich krytycznym wzrokiem, zaczyna nagle mówić podniesionym głosem:
— O, jacyż wy wszyscy jesteście nudni — banda matołów. Siedzicie w tem siedlisku snobów, chlejecie tę kawę, która wam na pewno nie smakuje, i udajecie dojrzałych, mądrych ludzi. Olafowie, oczywiście was nie mam na myśli i nawet Brockiego pomijam. Klimek jest silnie zdenerwowany i mówi szybko: Zygmuncie, czegoś się tak rozwalił na krześle Ta zblazowana mina nie pasuje grubym rysom twej ordynarnej twarzy. — Udajesz znudzonego swą własną mądrością. Czy wiesz, że ten twój tomik wierszy, to w gruncie rzeczy kupa bzdur, że jesteś jeszcze niczem, że musisz się nauczyć nietylko trzeźwego rozumowania, ale również siedzenia przy stole. Tylko głupiec może być tak pewny siebie, bo głupcem jesteś, skoro nie zdajesz sobie sprawy, co wszyscy myślą o tobie!! A ty, Krabczyński, no, cóż.