ną melodję i męski, przepity głos śpiewał piosenkę o rosyjskim żołnierzu co stracił rękę na japońskiej wojnie. Zygmunt usiadł w kącie kanapy. Czytał książkę i zajadał chleb z wędliną. Lucjan już leżał. Myśli. Tak, cała rzecz w tem, że nerwy moje są pozbawione otoczków z tłuszczu, bowiem otoczki te rozpuszczam systematycznie alkoholem. Głupia sprawa. Nerwy pozbawione otoczków, są nagie i wobec tego co chwila następują krótkie spięcia. Bardzo proste, Lucjan dość plastycznie począł wyobrażać swoje nerwy, splątane i suche jak włókno orzecha kokosowego. Lecz dość o tem. Teraz Lucjan zmrużył oczy i myślał, z jakąż rozkoszą spojrzałby na coś zielonego, na duży płat zieloności, obszar łąk, lub coś w tym rodzaju. Kilka leniwie pasących się krów pasowałoby do takiego pejzażu, — no i lasek jakiś, pas żyta i w dole rzeczka lub strumyk. W lewym szczycie płuc uczuwał niepokojący ból. Obrócił się więc na prawy bok i czas pewien marząc jeszcze — usnął.
Obudził się wieczorem. W drugim pokoju turkotała maszyna do szycia. Godzina ósma. W mieszkaniu była tylko Stukonisowa. Z zatroskaną twarzą, pochylona nad ściegiem, naciskała pedał maszyny. Lucjan przyniósł sobie na biurko szklankę herbaty, wyjął z walizki kilka arkuszy papieru, i paląc papierosa, z ołówkiem w ręku — wolno popijał herbatę.
Zaczął pisać. Zupełnie zatopiony w swej czynności, nie słyszał turkotu maszyny i płaczliwego, pobożnego zawodzenia Stukonisowej. Tam — za oknami —
Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.