Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzieć. Dobrze było. W Neapolu siedziałem dwa dni w pace za śpiewanie po pijanemu Dżovinezzy. Faszyści... wiecie. W Casablanca piło się świetnie, właściwie wszędzie się piło. Jedno, olbrzymie wspomnienie mam z tej podróży... to morze. Pozatem jakieś tam drobiazgi z życia na statku — głupstwa nieważne. Pamiętam jedną komiczną historję z Marokko. Gdzieś w kawiarni rozmawiałem długo z pewnym szeikiem. Był zagorzałym konserwatystą. Długo opowiadał mi o szkodliwych wpływach cywilizacji, o zgubnym wpływie postępu na arabów. Był to siwy, z brodą, ale dziarski jeszcze starzec. Zapalczywie starał się przekonać mnie o słuszności swoich wywodów. Pożegnałem go pobłażliwie. Po kilku dniach widziałem go w jakiejś drogerji, jak z powagą wybierał kolorowe prezerwatywy, rozciągając je i wybierając co ładniejsze desenie. W Casablanca rozmawiałem z żołnierzami legji cudzoziemskiej — polakami. Wszyscy są w fatalnej sytuacji, tęsknią za krajem, wiedzą o nim wszystko i ze zdziwieniem wysłuchałem kilku ostatnich kawałów o Wieniawie. Niezwykle prześliczne i tanie są burdele w Neapolu. Powiadam wam raz jeszcze, że mało co z tego pamiętam, bo na lądzie zawsze byliśmy pijani do nieprzytomności. Może kiedy, przy okazji przypomnę sobie trochę zabawnych szczegółów. No, a teraz, co wy? Lucjanie, co z twojemi płucami?
— Dość podle. Pół roku siedziałem w Zakopanem, to czułem się jeszcze jako tako. Ale tutaj znowuż jest zle. Gnębi mnie neurastenja i mam wrażenie, że wy-