Strona:Zbigniew Uniłowski - Wspólny pokój.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, tylko z łapami zdaleka. Od „Miećka“ się pan naumiał.
Ale nie starała się tych rąk usunąć. Wobec tego, Lucjan ułożył się obok niej, objął kark i począł chciwie całować jej pełne, krwiste usta.
Już nic nie mówiła. Objęła go również, obróciła się na bok i przytuliła do swego — ciepłego przez sukienkę — ciała. Oddawała mu pocałunki gorącemi, szeroko otwartemi, wilgotnemi ustami. Jej oddech miał zdrowy, młody zapach. Półprzytomna, nie hamowała ręki Lucjana. Gładził ją po nagich, aksamitnie miękkich lędźwiach. Uścisnął pełną ręką wypukły pagórek jej łona, i ze skowytem wsunął się między wzniesione do góry kolana. Natrafił na miękki, delikatny opór, potem wszedł w nią dygocąc cały i trwał tak, poruszając się, a jej dłonie przyciskały go za biodra. Stało się. Rozkosznie zmęczony, nakrywał ją sobą, z głową wtuloną między piersi. Było już ciemno i dziewczyna gładziła jego głowę. Potem poderwała się gwałtownie, wysunęła się z jego objęć, usiadła na łóżku i poczęła łkać cicho. Zapalił światło i zbliżył się do niej. Na zmiętej pościeli czerwieniło się kilka plamek. Przerażony, począł wypytywać:
— Słuchaj, proszę cię, powiedz... to ty nigdy przed tem? Nigdy nie miałaś nic wspólnego z mężczyzną?
Kiwnęła głową i płakała dalej. Ale zaraz przytuliła się znów do niego i poczęła szeptać:
— To nic, ja sama jestem winna. Tak bardzo mi się chciało, a nie było z kim. Wszystko to takie chamstwo. Ty jeden jesteś taki grzeczny, dobry. Już