tam się przedstawił jako dozorca więzienia, w którem przebywał Andrzej, powiedział swoje imię i nazwisko: Romuald Czajkowski, poczem zaproponował spacer w kierunku Wisły, celem omówienia wielu spraw. Poza służbą chodził po cywilnemu. Ubierał się zwyczajnie, bez wybryków elegancji. Twarz miał też zwyczajną, bez żadnych cech charakterystycznych, oprócz znaków po ospie. Oczy niebieskie, nos krótki, lekko zadarty, głowa ostrzyżona maszynką na zero. Policzki pełne o słabym zaroście. Na głowie cyklistówka, koszula bez kołnierzyka, podwinięta w trójkąt na piersiach. Marynareczka luźna, tabaczkowa, mocno wygnieciona w drobne załamania. Nowe brązowe spodnie z welwetu, w prążki. Buty żołnierskie podkute gwoździami. Na wstępie wyjaśnił Kamilowi, że ubiór swój przystosował do wizyty, w tej dzielnicy mieszka wielu ludzi, którzyby łatwo mogli go rozpoznać, co nie byłoby wskazane ze względu na dobro sprawy. Spacerowali po opustoszałym skwerze, było wczesne przedpołudnie, zrzadka się ktoś pojawiał. Przysiedli na ławce. Czajkowski zdjął czapkę, wyciągnął z niej wymiętego papierosa, nie miał zapałek, więc wsadził papieros za ucho, przerzucił ramię przez ławkę, pochylił się do Kamila i począł mówić, rozglądając się bystro, czy aby nie idzie ktoś, kto pali:
— Ojca twojego, dziecko moje, ja znam nie tylko, że więzień, a takżesamo, bo jest inteligentnym, któren wart lepszego życia. Ja służbowo nic mu zrobić nie mogę, zato jak się dowiedziałem, że dzieciak przyjechał ze szkół i samotnie, być może głoduje, tom się odrazu ofiarował tobą zająć. Twój tata, zanim się na wolność wychyli, może jeszcze ładne parę dni posiedzieć. Myślę sobie, bo-
Strona:Zbigniew Uniłowski Na dole.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.