Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/103

Ta strona została uwierzytelniona.

wakiem wydaje człowiek, który odważa się wyminąć konwencyonalne, utarte koleje blagi. Będąc jeszcze studentem, Włodzimierz nie starał się nigdy od żadnej zasłużonej nagany uwolnić zmyśleniem, udaniem, lub kłamstwem. Gdy spóźnił się, opuścił godzinę szkolną, lub nie nauczył lekcyi, nie starał się nigdy praktykowanym ogólnie przez studentów zwyczajem wykręcić pozorną słabością: paluszkiem, lub główką, lecz wprost mówił zawsze:
— Zaspałem, panie profesorze, bo czytałem do późna wieczór.
— Nie nauczyłem się, bom myślał, że nie będę jeszcze dziś pytany.
Pamiętali wszyscy ogromnie zabawny epizod, kiedy profesor filologii zdziwił się, że Rewicz, który do greki nie okazywał zbytniego zamiłowania, zrobił bez błędu zadanie szkolne.
— To nie moja zasługa — rzekł Włodzimierz — odpisałem po większej części od kolegi.
Profesorowie jednak i koledzy lubili Rewicza za tę szczerość i prawdomowność, która sięgała tak daleko, że byłby nawet swój grzech śmiertelny bez wahania każdemu wyjawił.
Rewicz nie miał zbyt słodkiej egzystencyi w czasie studyów na akademii górniczej. Koszta utrzymania były znaczne, a stypendyum niewielkie, z którego jednak Rewicz musiał wyżyć koniecznie, bo rodzice ze szczupłej pensyi ledwie na opłacenie mu kosztów podróży dalekiej i taks akademickich, zdobyć się mogli. Więc Rewicz klepał biedę, która szczególnie przy końcu miesiąca, gdy wypróżniony zupełnie z szczupłego balastu korab, ostatnim wysiłkiem płynął ku pierwszemu, uczuwać mu się dotkliwie dawała.