Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/107

Ta strona została uwierzytelniona.

głośno, czy jeszcze czego nie zapomniał zapłacić, by — jak drugi Syzyf — znowu dźwignąć do góry ciężki blok prawdy.
Za chwilę ukazał się oczom zdumionych stary Żorż, który aż do stóp góry sam odprowadził Rewicza z latarnią, więc i jego także dosyć drogo kosztowały owe zapomniane 4 centy.
Hier haben sie schon geraden breiten Weg, mein lieber Herr — mówił Żorż miękkim głosem, ściskając go mocno za rękę.
Rewicz nie przypuszczał wcale, że na niego koledzy czekać będą, więc ucieszony był tą niespodzianką ogromnie:
— Jacyście wy poczciwi! — powtarzał.
— Powiedz lepiej: jacy głupcy, że na większego od siebie czekali.
— Ale na drugi raz, pozwolisz Włodziu, że już sam za ciebie zestawię rachunek — dopiekł mu jeszcze ktoś na ostatek.
Mimo jednak, że wszyscy z powodu tego wycieczkowego epizodu źli byli na niego, Rewicz chwytał każdego tą ogromną miłością szczerości i prawdy za serce i wbrew utartej maksymie: że tego ludzie nie znoszą, kto im prawdę mówi, Rewicz był lubiany ogólnie. Helena mogła Włodzimierzowi zaufać zupełnie. Wiedziała, że pokryjomu, chytrze, podstępnie, on zdradzać jej nie będzie w stanie, że jeżeliby Włodzio — w co trudno jej było uwierzyć — zakochał się tam w innej, to sam pierwszy z pewnością zwierzyłby się przed nią. Dostała też od niego raz w tej kwestyi list następujący:

Moja słodka Heluś!

Byłem w niebezpieczeństwie, ach i w jak ogromnem! Nie wyobrażałem sobie, że mogą być dwie kobiety tak