Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/116

Ta strona została uwierzytelniona.

dżali dużą furą na nową swą sadybę, powiedział zaraz pan Goldfinger do właściciela kopalni wosku pana Feinkorna:
— Już my sobie z nim damy radę — i miny się znacznie rozpogodziły.
Rewicz nie przedstawiał sobie nigdy takiego stanu rzeczy. Słyszał, że jest źle, ale nie przypuszczał, by było tak okropnie. Gdy spojrzał na te pola woskowe, całe pokryte, jak targowica kramami, daszkami chroniącymi otwory szybowe przed deszczem, gdy zobaczył wynurzające się z ziemi pod daszkami czarne zakopcone, oblepione gliną postacie raczej do szatanów, do duchów z Erebu, niż do ludzi podobne, dreszcz go przeszedł na myśl, że on tu ma zaprowadzić ład i porządek. Oczyszczenie stajni Augiasza wydawało się obok tej pracy, która go tu czekała, czynem niegodnym Herkulesa! — Mimo to wszystko jednak i może właśnie dlatego, że zadanie było tak ciężkie, że odpowiedzialność tak wielka, bo od jego poleceń i zarządzeń zależało bezpieczeństwo i życie tylu ludzi, wziął się do dzieła z ogromnym zapałem. Zjeżdżał do szybów codziennie w prostych kiblach, suwał się na czworakach w kopalniach, sam swoje życie narażał, przychodził do domu tak osmolony i brudny, że od stóp do głowy przebierać się musiał — nim się rodzinie pokazał, ale w krótkim już czasie zbadał stan wszystkich kopalni. Zaczęły teraz iść zarządzenia i rozkazy jedne za drugimi, a wszystkie z oznaczeniem terminu:
...„Jeśli do tego dnia nie poczynisz pan zmian następujących, dla bezpieczeństwa robotników koniecznych, zostanie kopalnia pańska bezwarunkowo zamkniętą“.
Po otrzymaniu takiego rozporządzenia szli właściciele kopalń do pana adjunkta z prośbą o przedłuże-