Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/141

Ta strona została uwierzytelniona.

bić żywiej, bo oto spostrzega teraz siebie, idącego obok ukochanej swej żony przez Horsko. Wszyscy go pozdrawiają, wszyscy witają życzliwie, a on by chciał jej to powiedzieć, że ta kopalnia i ten lud, który on pracą i staraniem przywiódł do dobrobytu i dla kraju ocalił, to jest jego duma i szczęście i że on niczego więcej prócz ziszczenia tych marzeń od Stwórcy nie pragnął.
Usłyszał kroki w oddali, więc powstał szybko, wstydząc się sam przed sobą — za długie trochę far niente. To Grzela, który od czasu, gdy się nauczył czytać i pisać, był jeszcze pożyteczniejszą dla niego siłą, zbliżał się ku niemu z raportem.
Grzela misyę oświecenia i kształcenia robotników wziął sobie widocznie mocno do serca, bo od dłuższego czasu spostrzegał go nieraz Karwicki w otoczeniu licznej rzeszy górników, którym coś czytał, lub z żywą giestykulacyą tłómaczył.
Karwicki cieszył się tem, że jego uczeń tak dzielnie się spisuje, i nie szczędził mu nawet z tego powodu słów pochwały. Jedna tylko rzecz martwiła w ostatnim czasie Karwickiego. — Oto zauważył z przykrością niewymowną pewną, choć tylko bardzo nieznaczną, zmianę, w zachowaniu się robotników wobec niego. Napróżno starał się dociec przyczyny tej zmiany. Był dla nich jak zawsze otwartym, szczerym, sprawiedliwym w postępowaniu, a oni zaczęli mu odpłacać skrytością i nieufnością. Umiał czytać dobrze w duszy ludzkiej, więc i Grzela także wydał mu się jakiś inny niż dotychczas. Rozmyślał nad tem teraz często i oczywiście musiał przypuszczać, że ogół jest z czegoś niezadowolony — ale z czego? Płac nie mieli wysokich, to prawda, ale ci ludzie przecież, nim on się podjął wziąć w dzierżawę porzucone od tylu lat Horsko, albo