Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

zwyczajem w kopalniach praktykowanym przybity był w małej niszy wykutej w ścianie chodnika.
Walenty powlókł się ku obrazowi i padł na kolana, schylając ku ziemi głowę. — Nie umiał sam składać słów moditwy stosownej w takim momencie, więc pacierz mówić zaczął i bił się w piersi mocno.
Nie myślał wcale o śmierci, czuł się silny, czuł, że głód długo przetrzymać potrafi, a pragnienie miał na szczęście czem ugasić.
Żal mu tylko było Magdy, że tak się strapi okrutnie i tych dzieciaków, co go tak kochały i pewnikiem wielki lament podniosą, że tatuś się zbłąkali.
Usiadł znowu na ziemi przy ścianie, i ani się spostrzegł, jak mu twardy sen przymknął powieki.
Po przebudzeniu nie mógł sobie zdać sprawy: gdzie się znajduje? Wzrok jego padł na kaganek, który słabnącem światłem tlił się jeszcze tylko, wreszcie łypnął raz ostatni krwawym płomieniem i zgasł wydając syk przeciągły.
Otoczyła go ciemność zupełna.
Chciał powstać ale czuł ogromne osłabienie, ułożył się na ziemi na wznak i słuch wytężył myśląc, że doleci go głos rąbanej skały... Cisza była zupełna... z oddali tylko dochodził, jak szept rozmowy prowadzonej za ścianą, szmer podziemnego strumienia i miarowy szelest sączących się ze stalaktytów kropel.
Leżał tak bez ruchu z rozpostartemi ramionami, jak w odrętwieniu.
Prócz głodu, który mu kurczył wnętrzności, zaczął uczuwać dotkliwe zimno, dygotał chwilami, jak w febrze. Zmęczony wytężającem patrzeniem w czarną, jak kir próżnię, zmrużył ciążące mu, jak ołów powieki i zapadł powtórnie w sen głęboki. I zdało mu się, że