Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/171

Ta strona została uwierzytelniona.

ukazała się nagle w purpurowym świetle — otchłań. Z galeryi obok schodów można było spojrzeć w głębinę na dno komory, zkąd od szarej ludzkiej rzeszy dolatywał gwar rozmów i okrzyki podziwu.
— Komorę tę, to znaczy, tę jednolitą bryłę soli zaczęto wydobywać w roku 1717, a ukończono w roku 1761, gdy kopalnia była pod zarządem Michała Czarnockiego i dla tego nazwano ją Michałowice“ — objaśniał inżynier. Wydobyto ztąd około milion centnarów soli, wszystko pracą ręczną: żelazem, kilofem. Oto rezultat pracy, która trwała blisko pół wieku!
— A ten ogromny świecznik tam u szczytu sklepienia?
— Z kryształów solnych; dzieło naszych górników.
— Tyle na nim świeczek, że wygląda, jak olbrzymie drzewko Boże, niewidzialną ręka anioła trzymane w przestrzeni.
Komora ta...
— Niech pan nie używa dla tak wspaniałego kościoła tej brzydkiej fachowej nazwy. Słowa te wyrzekła Marynia, gdy po kilkuset schodach zeszli na spód komory i stanęli tuż przed rusztowaniem, wiązanem tak kunsztownie z całych pęków pni olbrzymich, odartych z kory, że zdawały się być nie podporą, za którą służyły chroniąc spękany strop od zawalenia, jeno misterną kratą w olbrzymich wrotach gotyckiego tumu, rozdzielającą nawę od presbiteryum.
— Oto świątynia wykuta krwawicą górnika dla bóstwa — Pracy! — zawołał inżynier.
— I pomyśleć, że to arcydzieło trudu i mozołu — ciągnął dalej z rosnącym zapałem — skazane jest na zagładę. Strop pęka z każdym rokiem więcej. Próżno silimy się, by go podpierać coraz mocniejszymi, kun-